Witajcie! Brniemy dalej w temat diagnozowania swojego organizmu i prewencji. W poprzednim wpisie dotknąłem problemu obserwacji samych siebie i prostych czynności palpacyjnych, które mogą pomóc wychwycić ewentualny problem jeszcze w zalążku.
Ujmując problem holistycznie, musimy poruszyć jeszcze kwestię naszej psyche Wiadomo bowiem, że jako człowiek składamy się z duszy i ciała. Brzmi trochę, jak filozoficzny wywód? Pewnie trochę tak, ale już dawno, dawno temu zostało powiedziane „nie samym chlebem żyje człowiek…” Nie liczy się tylko ciało, bo bez duszy byłoby ono tylko kupą mięcha i kości i niczym więcej. Co za tym idzie, emocje i stany umysłu odgrywają niebagatelną rolę w funkcjonowaniu naszego organizmu. Najprostszy przykład może sobie przytoczyć każdy z nas, przypominając sobie swoją pierwszą miłość. Wówczas to pojawiały się te motylki w brzuchu, które sprawiały, że nawet drobniutki chłopaczek dostawał takiego wigoru, że byłby w stanie bez rozgrzewki 200kg na klatę wycisnąć…
Ktoś powie, będąc bardziej dociekliwym, że to po prostu hormony, ot trochę adrenaliny, trochę fenyloetyloaminy i gotowe reakcje biochemiczne. Ok., pełna zgoda. Hormony determinują generalnie wszystkie procesy życiowe zachodzące w naszym ustroju. W przypadku stanów emocjonalnych, chwil uniesienie, tudzież stresu dominuje adrenalina, noradrenalina i kortyzol, czyli hormony produkowane przez nadnercza. Powodują one podwyższenie rytmu serca, poprawę krążenia, większy wyrzut glukozy do krwioobiegu, jak również większe utlenowanie mózgu, czyli zasadniczo stawiają organizm w powszechnie znanej postawie walcz lub uciekaj. Jednych taki stan mobilizuje do działania, daje dodatkową motywację, drudzy natomiast zaczynają się zamykać, tłamsząc problem w sobie lub najnormalniej w świecie zwiewają. Wszystko to traktujemy jako stan normalny, jeśli trwa krótki okres czasu. Gorzej, jeżeli wyrzut hormonów jest podtrzymywany dłużej, nawet jeśli na niższym poziomie, ale trwa kilka dni, kilka tygodni, niestety zaczyna szkodzić naszemu organizmowi. W pierwszym rzucie zaczynają się problemy z nadciśnieniem, arytmią. Następnie mogą pojawić się zaburzenia koncentracji, spowolnienie procesów uczenia, a to ze względu na degradację komórek nerwowych ośrodkowego układu nerwowego. Sam kortyzol powoduje osłabienie układu immunologicznego, czyli krótko mówiąc siada nam odporność. Dorzućmy do tego jeszcze zwiększone wydzielanie soków żołądkowych (czytaj nadkwasota, zgaga, owrzodzenie) i tendencję do otyłości (noradrenalina zachęca nas do wpierniczania słodkości) to mamy dość kiepski obraz przyszłości.
Zostawmy już tą tajemną wiedzę naukową i przejdźmy do codzienności, bo coś te wyrzuty hormonów musi powodować.
Spójrzmy jak kwestie emocjonalności, duchowości wyglądają w dobie dzisiejszych czasów i w jak okrutny sposób rzutują na nasze zdrowie. Zapytajcie samych siebie, jak wygląda wasze życie. Niestety przyszło nam egzystować w chorych czasach, gdzie często gęsto człowiek się nie liczy, jest tylko narzędziem do produkcji pieniądza i innych dóbr materialnych. Iluż ja mam młodych pacjentów, którzy pracują w korporacjach, a u których jest cała masa problemów somatycznych. Wydawać by się mogło, że nie pracują ciężko fizycznie, więc skąd te dolegliwości?… bo przecież nie z samego siedzenia…Siedzący tryb życia swoje robi, a jak! Jednak trzeba na to nałożyć ciągłą presję, stres, nacisk na wynik, ciągłe nakręcanie się by być lepszym od innych, czyli powszechnie znany wyścig szczurów. Są pacjenci, którzy twierdzą, że ich to kręci, że oni nie mogą siedzieć tylko muszą działać. Ok., ci prezentują z postawy walcz-uciekaj to pierwsze, ale nie zmienia to faktu, że w którymś momencie organizm zaczyna odczuwać negatywne tego skutki, co uproszczono do pojęcia wypalenia zawodowego Niektórzy widzą problem, ba- widzą-oni czują ten problem, bo iluż znowu pacjentów przychodzi z problemami obręczy barkowej, na wejściu informując, że tu się skupiają u nich wszystkie stresy. Na pytanie co robią na przeciwwagę takiego stanu, na ogół pada odpowiedź, że nic… bo nie ma czasu, bo obowiązki, bo coraz więcej w pracy, bo trzeba jakoś godnie żyć… Ale znowuż pytam, kto nam każe siedzieć akurat w tej firmie, kto nam każe mieć tyle, a nie tyle tysięcy pensji. Prawda taka, że staliśmy się niewolnikami konsumpcjonizmu i wygodnictwa. Chcemy coraz wyżej, coraz więcej, nie patrząc na zdrowie własne i dobro bliskich, ale dobro rozumiane bardziej duchowo, niż materialnie. W tym temacie bardzo podziwiam postawę jednej z pacjentek, która opowiadała, że miała bardzo dobrze płatną pracę, ale która to praca coraz bardziej przenikała ją samą i jej dom. Więc w którymś momencie stwierdziła, że chrzani to i zmieniła na inną, gdzie pensja jest dwa razy niższa i jak sama twierdzi, lepsze pieniądze by się przydały, bo i kredyty i koszta życia, ale zyskała przede wszystkim normalne relacje rodzinne i lepsze samopoczucie psychiczne.
Dlaczego w dzisiejszych czasach tak wiele osób dotyka nowotwór. Oczywiście czynników ryzyka jest wiele, ale wśród nich jednym z większych jest właśnie stres. Dlaczego coraz częściej ludzie przed czterdziestką przechodzą zawał serca? Ludzie dorabiają się, żeby potem całe majątki wydawać na ganianie od lekarza do lekarza…
Mało tego, nasze psyche jest niszczone poprzez relacje międzyludzkie, a czasami wręcz przez ich brak. Ilu młodych popada w depresję, ilu młodych targnęło się na swoje życie, a wszystko dlatego, że nie byli wysłuchani. To samo dzieje się w życiu dorosłym. Nie potrafimy słuchać, a jedynie chcemy być w centrum uwagi. Wielokroć nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo brak zrozumienia drugiej osoby, odbija się na jej psychice, a potem na fizyczności. A już absurdem totalnym są mnożące się opowieści pacjentów, którzy odwiedzając różnorakich specjalistów służby zdrowia nie mogli się prawie słowem odezwać, co im dolega, albo byli kwitowani stwierdzeniem „wie Pani, mnie też już wiele rzeczy boli”. Śmiem twierdzić, że wiele z tych osób poczułoby się lepiej, gdyby pozwolono im się wygadać, gdyby potem im powiedziano „tak rozumiem Panią”, „szczerze współczuję”, „nie poddawać się, coś wskóramy”. Człowiek jest istotą uczuciową, emocjonalną, jest istotą z duszą, a nie robotem któremu wgra się odpowiedni program i będzie funkcjonował w systemie zero-jedynkowym. O tym trochę dzisiaj zapominamy, tak jako służba zdrowia, ale też jako człowiek względem człowieka.
Tak na koniec może jako podpowiedź, nie wiem czy mądra czy głupia, ale proponuję wszystkim, którzy żyją w ciągłym lub powtarzalnym stresie, pod nieustanną presją, aby umieli wygenerować choć raz w tygodniu chwilę czasu, żeby to wszystko odreagować. Bo mało kto odważy się pójść do szefa i rzucić mu kilka cierpkich „mać” na twarz, bo i też nic to nie zmieni; a i w drugą stronę nie jest zdrowym wyżywać się na swoich podwładnych. Znajdź więc jakiś kawałek zacisznego zagajnika i wykrzycz z siebie wszelką złość, wszelkie napięcia, które w Tobie siedzą. Może nie wyrąbuj od razu pół lasu, ale jak sobie powalisz solidnym kijem w jakiś stary pieniek, na pewno Twój organizm poczuje ulgę i psychiczną i fizyczną.. Tym samym przestrzegam przed tłamszeniem w sobie negatywnych napięć i emocji. Niektórzy bowiem pod przykrywką stonowanej i wyważonej osoby, chowają wiele ciężkich myśli, które nie będąc rozwiązanymi, będą permanentnie zaburzać procesy biochemiczne, zmieniając tym samym fizjologię naszego ciała.
Z kolei nie zalecam zaczynać leczenie od razu od leków, czy to homeopatów, czy antydepresantów, jeden pies. Nie tędy droga, ponieważ one działają (jeśli już w ogóle) tylko na powierzchowny objaw. Problemy, które nawarstwiają się tygodniami, a czasami wręcz latami, potężne wstrząsy psychiczne, nie da rady usunąć jakąś tam pigułką. Trzeba rozmowy, która podrąży temat, poszuka prawdziwej przyczyny, bo porady typu „nie myśl o tym, spróbuj przekierować uwagę na coś innego”, też tak naprawdę niczego nie rozwiązują, a jedynie mocniej zakopują jądro problemu.
Reasumując, nie ma somy bez psyche. Nie możemy skupiać się tylko na dbałości o ciało i dobrach materialnych nas otaczających, bo wtedy zatracimy wszystko, co związane z duchem, a to on stanowi o naszym człowieczeństwie.